środa, 28 października 2015

Konsekwencją grzechu jest cierpienie

To jest prawo, które w przyrodzie bezapelacyjnie istnieje. Potwierdza to również moje doświadczenie po dogłębnej analizie. Bywa odwrotnością stanu poprzedniego, np. dobrze zakrapianej imprezy i zwanej kacem. Jednakże i w dłuższej perspektywie decyzje wieku młodzieńczego wpływają na nasze życie dorosłe.
W życiu człowieka następuje kilka przełomów różnego typu i jednym z nich jest założenie rodziny, albo nawrócenie, bo pytanie brzmi: "jak długo można się bawić, nadużywać alkoholu, czy narkotyków i nie zważać na konsekwencje?" Według zasad chrześcijańskich dla człowieka nigdy nie jest za późno, aby wyrwał się ze szpon niekorzystnego "zbiegu okoliczności", czasem nawet i traumy. Wówczas rozpoznaje ciężar gatunkowy grzechu, który doprowadził jego życie na skraj przepaści. Niektórzy doznają wówczas nocy w swoim życiu duchowym, u innych skutkuje to depresją.

czwartek, 28 maja 2015

W poszukiwaniu optymizmu...

... przeglądam stare zdjęcia i filmy. Minęło 10 lat. Minęła energia życiowa i optymizm.  Czuć się kochanym - bezcenne. Czuć się beztrosko - bezpowrotne.

czwartek, 21 maja 2015

Jednostka chorobowa

Szukam inspiracji i jeśli nie jest to Tokarczuk, to są to blogi z depresją lękową i chorobą dwubiegunową w tle. Ludzie sobie radzą... a ja czuję się w życiu jak pacjent. Nie jak żona, matka, tylko jednostka chorobowa. Kiedyś szukałam namiętnie swojego miejsca w świecie, miałam marzenia, tymczasem życie samo zweryfikowało moje plany i usadowiło mnie w psychicznym dole.

"Jak chcesz rozśmieszyć Boga, to opowiedz Mu o swoich planach"

Przetasowało mnie zupełnie... nie umiem się odnaleźć. Moja psychika została rozpartycjonowana do zupełnego surrealizmu i nie rozumiem co się stało, i co jest teraz. Nie rozpoznaję tego brzydactwa. Cóż to za zmora, z którą przyszło mi się pogodzić i żyć. Choroba psychiczna nie jest czymś, co można upiększyć. Nawet kiedy przychodzi czas, że o niej zapominam i wydawać by się mogło, że jestem na powrót zdrowa - ona znów daje znać o sobie. Nad tym zupełnie nie mam kontroli.

Brak woli i siły zdeterminowało konieczność, by już tylko czas robił swoje, a ja bez zbędnej walki mogę szukać siebie, na nowo, od początku. Brakuje jednak radości, bo w odniesieniu do spraw ostatecznych wszystko blednie i traci na wartości. Nic nie cieszy. Pustka. Nie potrafię zaczerpnąć z rzeczywistości, poszukuję uniesienia i pasji, jakbym była od tego uzależniona, bo kiedyś tak żyłam i tylko tak umiem żyć: na rauszu, na zabawie, na bujaniu w obłokach.

Przestraszyłam się zastanej rzeczywistości, świadomości trudu i znoju, a przede wszystkim odpowiedzialności. W zderzeniu z twardą ścianą obudziłam się z beztroski frywolnych pląsów, tańców i zachwytów. No i posypałam się w drobne.

Już dawno obrałam drogę, by radzić sobie i ćwiczyłam się w zawodzie. To miał być mój sposób na przejście przez życie. Jednak dzięki determinizmowi państwowemu okazało się, że przyszło porzucić wypracowaną żmudnie kolej rzeczy i szukać szczęścia na emigracji. "Sorry, taki mamy klimat".

Tyle zakrętów i w końcu mnie wykoleiło. Przypomina mi się historia chłopaka, który po skończonych studiach szukał pracy jako architekt. Po dwóch latach nie wytrzymał. Zaczął wyrywać krzyże na napotkanej górce i w rezultacie odwieziono go na sygnale.

niedziela, 8 marca 2015

Nocna zmora

Tuż nad ranem, w półśnie, zza drzwi sypialni jakiś obcy byt doskoczył mi do gardła i zaczął mnie dusić. Było to niewielkich rozmiarów, coś w postaci czarnego skonsolidowanego pyłu, niczym niewielkie tornado. Doznanie - można powiedzieć duchowe - przeraziło mnie i sparaliżowało. Nie mogłam się ruszyć. Próbowałam krzyczeć. Z gardła wydobyło się jedynie dziwnie brzmiące beczenie ("..mmmbeee...") i to mnie przebudziło. Spojrzałam na zegarek. Była 3:30 w nocy. Ktoś kiedyś mi powiedział, że o tej godzinie przychodzi Szatan.




Nocna mara, 1781
Zmora zwana też marą (stąd powiedzenie sen mara, Bóg wiara) – istota półdemoniczna, dusza człowieka żyjącego lub zmarłego, która w wierzeniach słowiańskich nocą męczyła śpiących, wysysając z nich krew.
Według ludowych podań zmorami zostawały dusze grzesznych niewiast, dusze ludzi skrzywdzonych, zmarłych bez spowiedzi, potępionych. Zmorami często bywały siódme córki danego małżeństwa lub osoby, którym przy chrzcie przekręcono imię, ale "zmorowatość" dotykać też mogła osoby mające zrośnięte nad oczyma brwi lub różnokolorowe oczy. Istnieją wierzenia (m.in. w centralnej Polsce), że zmorą zostaje po śmierci np. osoba, przy której na łożu śmierci (według innych wariantów w czasie chrztu), ktoś odmawiając Pozdrowienie Anielskie, przejęzyczył się i powiedział Zmoraś Mario zamiast Zdrowaś Mario.
Zmorę wyobrażano sobie jako wysoką kobietę o nienaturalnie długich nogach i przezroczystym ciele. Można ją było dostrzec przy świetle Księżyca, gdy jego promienie przechodziły przez ciało zmory. Podania przypisują jej zdolność do otwarcia każdego zamka. Umiała też zmieniać się w rozmaite zwierzęta: kotakunężabęmysz, a także w przedmioty martwe, jak słomka czy igła.
Według podań zmora żywi się krwią. Sadowi się na piersiach śpiącej osoby, przyciska piersi kolanami i powoduje uderzenie krwi do głowy. W ten sposób pozbawia powoli tchu swoją ofiarę. Spija krew wypływającą nosem lub też nacina zębami żyłkę na skroni lub szyi i wysysa. Ofiara zmory traci siły i energię, które później odzyskuje w naturalny sposób. Mocno wygłodzona zmora potrafiła jednak zabić swoją ofiarę.
Syta zmora udaje się do stajni, gdzie wybiera konia, dosiada go na oklep i udaje się w szaleńczy galop, dbając, by zawsze być oświetloną promieniami księżyca. Długimi nogami opasuje rumaka, steruje nim, bijąc go w kark i po nozdrzach. Kiedy koń osłabnie, zawraca i zostawia wystraszone zwierzę na jego miejscu, w stajni. Niektóre zmory męczyły zwierzęta gospodarskie i sprowadzały na nie pomór.
Człowiek dręczony przez zmorę jęczy, poci się i rzuca się na łóżku. Jeśli zatem Słowianin budził się rankiem z uczuciem, że coś go całą noc gniotło w piersiach, często obwiniał za to właśnie zmorę. Mit ten ma zapewne swoje źródło w zjawisku paraliżu sennego.
Gdy osoba zaatakowana przez zmorę budziła się, ta natychmiast uciekała. By pomóc śpiącemu, którego dręczy zmora, należało zbliżyć się z butelką w prawej ręce, a lewą ręką zagarnąć od głowy śpiącego ku stopom, następnie zakryć ręką i zakorkować naczynie. Butelkę z pochwyconą zmorą należało utopić lub wrzucić w ogień. W wodzie długo słychać kwilenie podobne do kwilenia małego dziecka, w ogniu, gdy pęknie szkło słychać pisk oparzonej zmory, która wraz z dymem jako czarna pręga uchodzi kominem.
Skuteczną metodą ochrony przed zmorą była zmiana pozycji snu. Należało położyć się w łóżku odwrotnie, z głową w nogach łoża, bądź nie na wznak. Dodatkowo można było spać ze skrzyżowanymi nogami. Sposobem na zabezpieczenie stajni przed zmorą było przybicie nad drzwiami lub na drzwiach zabitej sroki. We wschodniej Polsce sposobem na pozbycie się zmory było powieszenie lustra na drzwiach stajni, zmora ponoć była tak brzydka że zobaczywszy własne odbicie w lustrze uciekała.

Etymologia

Mara "demon śmierci" - poświadczone w folklorze ukraińskim, bułgarskim, czeskim i polskim. Ukraińskie Мара/Mára, bułgarskie Мара/Mará, polskie Marzanna, czeskie Mařenaitd., staroindyjskie mara (rodzaj męski) "śmierć, zaraza", Mara - "uosobienie śmierci, demon ciemności; diabeł, zły", wspólny ario-słowiański derywat z vṛddhi od *moro-"śmierć"[1].